^

Robert Kubica - Klub Kibiców

czwartek, 7 listopada 2013

Andrzej Borowczyk

Andrzej Borowczyk

Kilka chwil po kwalifikacjach do GP Abu Dhabi, w jednej z warszawskich kafejek zasiadł z @Asią, by porozmawiać o Robercie Kubicy.

Szanowni kibice, nasz kolejny gość, którego nikomu nie trzeba przedstawiać – Andrzej Borowczyk.

Asia: Jest pan dziennikarzem, komentatorem motoryzacyjnym, specjalistą w dziedzinie zarówno rajdów jak i wyścigów. Nasuwa się pytanie o początki. Co było najpierw? Rajdy czy Formuła 1?

Andrzej Borowczyk z Robertem KubicąAndrzej Borowczyk: Pierwsza była chyba Formuła…. Jako dziennikarz zajmowałem się szeroko rozumianą motoryzacją, z pewnymi tylko elementami sportów motorowych. Pojechałem na pierwszy wyścig Formuły 1 w 1986 roku na węgierski Hungaroring. O F1 pojęcie miałem niewielkie, musimy pamiętać, że to nie był jeszcze czas internetu, że dostęp do informacji był zupełnie inny i do tego wszystkiego były to jeszcze lata 80-te w Polsce. Ten 86-ty rok niewątpliwie otworzył oczy, pokazał, że Formuła 1 jest czymś wyjątkowym !  Oprócz Węgier pojechałem tego roku jeszcze na drugie GP, do Włoch na Monzę… Odbywała się w tym czasie, w pięknej miejscowości San Pellegrino di Terme,  duża impreza w sportach motorowych, sześciodniówka motocyklowa. Wyjazd wziął się z tego, że w następnym roku mieliśmy mieć taką samą imprezę w Polsce w Jeleniej Górze. Chodziło o to, aby bliżej się temu wydarzeniu przyjrzeć. I Polski Związek Motorowy pomógł w tym kilku dziennikarzom. Takie były czasy. Nie ukrywam, że sześciodniówkę potraktowałem wtedy trochę „po macoszemu”, byłem tam bodajże dzień, czy dwa, a większość czasu spędziłem na Monzy, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie… Pozostało ono zresztą do dziś, bo gdy ktoś mnie pyta na które GP najlepiej pojechać, to odpowiadam: Do Włoch, bo tam jest klimat, atmosfera, której nie ma w żadnym innym miejscu….

Formułę 1 robiliśmy przez dwa lata w Telewizji Polskiej. Odbywało się to na mocno partyzanckich zasadach, nie było możliwości wyjazdu na wyścigi, próbowaliśmy tylko jakimiś prywatnymi kanałami.., jak na przykład wyjazd na tor Estoril w Portugalii samochodem marki Polonez, co było, proszę mi wierzyć, w owych czasach, dużym wyzwaniem. Relacjonowanie Formuły 1 w erze Senny, Prosta, Mansella było ogromną frajdą. Zawodnicy podchodzili już wtedy do dziennikarzy w sposób dość wstrzemięźliwy i umiarkowany, zwłaszcza jak kogoś nie znali, a ja zaliczałem się przecież do tej grupy. Senna był znany ze swojej religijności. Gdy podczas pierwszego spotkania usłyszał ode mnie, że jestem Polakiem, to natychmiast się otworzył, wypowiedział wiele ciepłych słów na temat naszego Papieża i już rozmowa się dalej potoczyła. Z Prostem natomiast zaczęło się dosyć nieciekawie, bo rozpoczynając rozmowę powiedziałem trochę niefortunnie: “Zacznijmy od twojej historii..”, Prost natychmiast przerwał mówiąc: “Moją historię to ty powinieneś znać !”, na co odpowiedziałem, że ponieważ “Właśnie znam twoją historię, to wiem, że kiedyś startowałeś w takiej miejscowości, która nazywa się Kędzierzyn Koźle w wózku kartingowym i wcale tam nie wygrałeś, tylko byłeś drugi..” Prost wtedy na chwilę zaniemówił, przeprosił i rozmowa od tej pory potoczyła się w zupełnie innym, lekkim tonie.

Rajdami zainteresowałem się również pod koniec lat 80-tych, jeździłem wówczas na rajdy w Polsce, jeszcze nie na mistrzostwa świata. W latach 90-tych były już głównie rajdy, trwała era Mariana Bublewicza, wielkiej osobowości w tej dziedzinie. Z Marianem blisko współpracowaliśmy, jeździłem z nim na wszystkie rajdy, przygotowywałem cały serwis prasowy dla jego zespołu. Stanowiło to w owym czasie zupełną nowość, nikt się wtedy takimi rzeczami nie parał, takie początki PR – chociaż to może zbyt duże słowo – ale zajmowaliśmy się całą obsługą medialną, zabieraliśmy operatorów, przygotowywaliśmy materiały filmowe. Marian był wyjątkową osobą, byłem przy wszystkich jego startach w ostatnim jego sezonie, niestety także przy jego śmierci. Potem nastała era Krzyśka Hołowczyca, towarzyszyłem mu gdy sięgał po tytuł mistrza Europy, jeździłem też z nim na mistrzostwa świata, które już wtedy od pewnego czasu obsługiwałem. Przygotowywałem relacje dla Polsatu, potem przez wiele lat dla TV4, co robię zresztą nadal… A w 2003 udało mi się zainspirować niektóre osoby do tego, aby Formuła 1 znalazła się znów w jednej z polskich stacji telewizyjnych. Niewątpliwie bardzo pomogło w tym pojawienie się Roberta Kubicy, wtedy jeszcze nie startującego w Formule 1.

A. Czy obserwując poczynania młodego Roberta Kubicy, pamięta Pan moment (i ewentualnie kiedy to było), w którym stwierdził Pan, że oto mamy talent na miarę Formuły 1?

Andrzej Borowczyk: Nie jestem aż tak zarozumiały, by twierdzić, że natychmiast poznałem się na talencie Roberta, natomiast na pewnym etapie było jasne, że jest w tym chłopaku duży potencjał. Na pewno takim sygnałem był pierwszy wyścig w Formule 3, który Robert pojechał z nie do końca sprawną ręką, występy w Macau, wiadomo jaki jest to obiekt.. Jeżeli tam zawodnik pokazuje się z bardzo dobrej strony to już wtedy nie ma większych wątpliwości co do jego klasy. Roberta poznałem, gdy miał 13 lat. Zorganizowaliśmy wtedy w Łodzi, w pierwszą rocznicę powstania miesiecznika “Auto Dziś i Jutro”, do którego pisałem przez 6 czy 7 lat, na nie istniejącym już dzisiaj torze kartingowym, takie wewnętrzne zawody, na które udało mi się  ściągnąć Roberta. Przyjechali też Krzysiek Hołowczyc i Maciek Wisławski. Trzynastoletni Kubica zlał tam oczywiście wszystkich od góry do dołu, nie pamiętam kto był drugi, na trzecim miejscu znalazł się Krzysiek. Holo, jak możemy się domyślać, ledwo się mieścił do wózka kartingowego, także masa działała tu na jego niekorzyść. To był jeden z moich pierwszych kontaktów z Robertem, wcześniej starałem się o nim pisać, często rozmawiałem z jego tatą , który od czasu do czasu podrzucał mi „wiedzę” i zdjęcia. Potem przez rok był taki fajny okres współpracy z Robertem, kiedy to przyjeżdżał do nas do studia do “czwórki” w Piasecznie pomagając nam w relacjach z Formuły 1. Był wówczas jedynym człowiekiem, który miał większe pojęcie o wyścigach, potrafił pewne rzeczy wytłumaczyć również nam. Osoba Roberta była jednym z impulsów do pierwszych kroków związanych z zakupem przez TV4 licencji pozwalającej na powrót Formuły 1 na ekrany telewizorów w Polsce.

A. Jak z perspektywy dziennikarza i komentatora wyglądało pojawienie się Kubicy w F1 ? Jak ten debiut był odbierany w formułowym światku?

Andrzej Borowczyk: Od pewnego czasu było wiadomo, że Robert prędzej czy później do tej Formuły trafi… Takim przełomowym momentem było zwycięstwo Kubicy w Word Series by Renault w 2005 roku, gdzie pokazał się z bardzo dobrej strony. Tam go zauważono i doceniono. W owym czasie przygotowana była w Polsce duża pomoc dla Kubicy. Powiedział o tym oficjalnie na antenie telewizyjnej studia Formuły 1, bodajże dwa czy trzy lata później, Paweł Dangel, szef Allianz Polska. Takie firmy jak właśnie Allianz, Orlen i HP, zorganizowały spory budżet, pozwalający na pomoc Robertowi. W niedługim czasie Kubica podpisał jednak już kontrakt z BMW Sauber a tam był petrochemiczny Petronas, więc automatycznie sponsoring Orlenu przestał być możliwy i temat został zakończony. Nie mniej szkoda, że dzisiaj zapomina się o tym, że takie starania ze strony dużych firm w Polsce jednak były.

A. Sezon 2008. Po serii wspaniałych występów Roberta i pojawieniu się jego nazwiska na szczycie klasyfikacji generalnej kierowców, wszystko przestało się układać, pojawiały się różnorodne problemy, z zawieszeniem, z przyczepnością, nie mówiąc już o nie udanych pit-stopach. Jakie według pana były przyczyny takiego stanu rzeczy?

Andrzej Borowczyk: Myślę, że wtedy zespół Roberta zaskoczony został powodzeniem, które na nich spadło, prawdopodobnie tego nie przewidzieli. Poza tym, stawiano raczej na Heidfelda, musimy pamiętać, że był to niemiecki zespół. Nie mówię, że Roberta nie darzono sympatią, nie szanowano go, ale gdzieś tam jednak obrano kierunek bardziej na Nicka, który, co tu dużo mówić, nie był kierowcą klasy Roberta. Nie lubię kogoś tak oceniać i podsumowywać, ale Kubica miał zdecydowanie lepsze możliwości, pokazał to zresztą wielokrotnie. Myślę, że BMW w którymś momencie przestraszyło się po prostu sukcesu. Z jednej strony bardzo się w ten sport zaangażowali, zainwestowali ogromne pieniądze, wybudowali przecież Sauberowi gigantyczną fabrykę, z bardzo nowoczesnym tunelem aerodynamicznym, ale w pewnym momencie wizja tego sukces ich przerosła. Możliwe, że mówię herezje ale nie widzę innego wytłumaczenia. Nie wiemy, nie znamy tych wszystkich zakulisowych historii, dziennikarz może sobie trochę pofantazjować i możliwe, że były tam jakieś rozgrywki, nieporozumienia na szczytach władzy.., może przestraszono się sukcesu Mario Theissena, tego że osiągnie zbyt wiele. Są to tylko dywagacje, hipotezy, trudno powiedzieć jak było naprawdę, dlaczego w pewnym momencie nastąpiła taka rezygnacja, ale BMW odpuściło ewidentnie.

A. Ostatnio bardzo często wspomina się debiut Sebastiana Vettela w F1 w kontekście Roberta Kubicy. Pomijając narodowość.., na którego z tych dwóch kierowców by Pan postawił i dlaczego?

Andrzej Borowczyk: Postawienie na Vettela, który ma cztery tytuły mistrza świata mogłoby się wydawać oczywistością i gwarancją sukcesów, natomiast ja postawiłbym na Roberta. Może jestem zbyt sentymentalny, ale mam nadal nadzieję, że on do Formuły wróci. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od jego stanu zdrowia. Robert sam zresztą o tym mówi, nie wie na dzień dzisiejszy czy ten powrót się uda, natomiast znając jego bardzo silny charakter, silną osobowość, można przypuszczać, że jest taka szansa, a Stefano Domenicali się myli. Nie jeżdżę z Robertem na rajdy ale z tego co słyszę, on podczas przygotowań wykonuje wręcz katorżniczą pracę. I to jest ten element, który każe stawiać właśnie na Roberta, nie oszukujmy się, tylko tak pracując można dojść na sam szczyt. Pamiętam jak zbijał wagę, żeby lepiej zbalansować bolid. Obserwowałem go niejednokrotnie w czwartek, przed weekendem GP, gdy było widać, że walczy, żeby zgubić ten jeden kilogram czy dwa. Sam się wtedy zastanawiałem, nie znając do końca tych bardzo szczegółowych aspektów technicznych, czy to zespół nie może poszukać jakieś rezerwy w samochodzie, żeby Robertowi dać spokój.  Jest z kolei jakaś granica ludzkiej wytrzymałości i tak drastyczne zbijanie wagi może doprowadzić do tego, że zabraknie wydolności fizycznej, a Formuła 1 jest sportem bardzo wymagającym pod tym względem. Podsumowując, wybrałbym Roberta.

A. Pierwszy sezon Kubicy w rajdach i od razu mistrzostwo w WRC2, gdzie od początku mało kto dorównywał mu tempem. Spodziewał się Pan tego?

Andrzej Borowczyk: Jeśli powiem, że tak przypuszczałem, to ktoś stwierdzi od razu, że teraz to łatwo mówić. W WRC2 nie było genialnej obsady w tym roku. Robert miał przez większą część sezonu jednego groźnego rywala, Elfyna Evansa, syna Gwyndafa Evansa, piekielnie szybkiego kierowcy, zresztą mistrza Wielkiej Brytanii o charakterystycznej fizjonomii. Świetnie pamiętam go z lat 90-tych, specjalizował się w ośkach, potwornie szybkich i trudnych w prowadzeniu autach. Widziałem raz na żywo jak dachował na oesie w rajdzie Wielkiej Brytanii. Tnąc zakręt podbiło mu auto na korzeniu, który podniósł trochę asfalt, Evans za bardzo przyciął i skończyło się dachem. Nie zmienia to faktu, iż był niesamowicie szybki a syn Elfyn najwyraźniej przejął te możliwości po swoim tacie. Drugim takim groźnym rywalem w tym roku był Esapekka Lappi, z którym Robert zmierzył się w pierwszym rajdzie. Zrobiłem sobie wtedy zestawienie czasów Kubicy i Lappiego i widziałem, jak duża była progresja wyników Roberta. Pierwsze przejazdy oesów przegrywał bezdyskusyjnie, ale przy drugich przejazdach różnice były już tylko w dziesiątych częściach sekundy. Tylko chyba dwa oesy dało się porównać, potem zaczęły się awarie i rozmaite problemy. Ale wystarczyło to już, żeby stwierdzić, że Boże mój ten facet dopiero zaczyna jeździć w rajdach, praktycznie pierwszy raz na szutrze, a czasy ma porównywalne z Lappim, który w ubiegłym roku zwyciężył w Rajdzie Polski. I został też mistrzem Finlandii, nie tylko kończąc, ale wygrywając wszystkie rajdy w cyklu mistrzostw ! Nie jeżdżą tam co prawda Hirvoneny i Latvale ale jest tam bodaj kilkudziesięciu niewiele wolniejszych kierowców. Evansa Robert też ogrywał i to w sposób bardzo konkretny. Poza tym – co mi się bardzo spodobało – to umiejętność zapanowania nad emocjami. Przez 8 – 9 odcinków budujemy przewagę a potem już tylko spokojna jazda do mety. Widzieliśmy to na ostatnim rajdzie w Hiszpanii, gdzie wypracował przewagę na asfalcie, bo wiadomo było, że na szutrze może być trudniej. To przejście z asfaltu na szuter to była całkowita nowość dla Roberta, kolejna, bowiem cały czas pamiętajmy, że wszystkie te odcinki specjalne są dla Kubicy też zupełnie nowe, że spotyka się z nimi po raz pierwszy. Robert wraz z pilotem to wszystko nagrywają podczas rekonesansu i później przez długie godziny przeglądają materiał filmowy i porównują z opisem trasy. Gdyby Robert startował 15 czy 20 lat temu w rajdach na pewno byłoby mu pod tym względem o wiele trudniej, technika pracuje tutaj na jego korzyść. Z drugiej strony nie było kiedyś ograniczeń dotyczących rekonesansu i zawodnicy po prostu trenowali na tarasach odcinków specjalnych.

A. Przed nami start Roberta w Walii za kierownicą auta w najwyższej specyfikacji WRC. Czy Pana zdaniem Kubica jest w stanie nawiązać walkę z czołówką?

Andrzej Borowczyk: Walijski Rajd Wielkiej Brytanii to piekielnie trudna impreza, w której dużo zależy od pogody. Wbrew pozorom, jeśli będą trudne warunki atmosferyczne, to dla Roberta to może być korzyść.  Z drugiej strony na wielu odcinkach możemy mieć mgłę i trzeba będzie dużego doświadczenia także pod względem jazdy na opis. Nie da się tego nauczyć w kilka miesięcy, to są lata. Kierowcy z Wielkiej Brytanii byli pierwszymi którzy zaczęli dobrze jeździć na opis. Podczas gdy w innych krajach trenować można było do upadłego, po piętnaście razy przejeżdżano odcinki, a pilot był tylko kukłą i manekinem od podawania karty drogowej, w Wielkiej Brytanii odcinki bardzo często przebiegały przez prywatne tereny, udostępniane tylko na czas rajdu. Treningi wcześniej nie były możliwe. Tacy kierowcy jak Richard Burns czy Colin McRae mieli świetnie opanowaną jazdę na opis. Jeśli do tego mieli bardzo dobrych pilotów, którzy potrafili się z nimi odpowiednio zgrać, a jeden i drugi takiego miał, to dlatego ta jazda tak im świetnie wychodziła. Pomijam już fakt, ze obaj byli nieprzeciętnymi kierowcami. W Wielkiej Brytanii kiedy jeździli Colin z Burnsem i jeszcze do tego mocno rywalizowali na oesach i poza nimi, a nie przepadali za sobą, zainteresowanie rajdami było gigantyczne. BBC One pokazywało wszystkie rajdy, ze studiem, fajerwerkami, rajdowe mistrzostwa świata były tam pieszczochem niesamowitym! Teraz w Wielkiej Brytanii nie ma kierowcy takiego formatu więc i relacje z mistrzostw świata też mniej eksponowane. Wracając do Roberta, myślę, że źle nie będzie, może się okazać nagle, że na niektórych oesach będą bardzo dobre czasy, to byłoby rzeczywiście super! Ale też wynik nie jest najważniejszy. To co u Roberta jest bardzo obiecujące, to to, że nie robi nic “na zabój”. Wiślak (Maciek Wisławski) lubi opowiadać taką anegdotę: “Za co tata bił syna grającego w pokera? Nie za to, że grał, ale za to, że się odgrywał !”. Robert się nie odgrywa, potrafi zachować spokój.

A. Z którym z zespołów Robert może się związać w przyszłym sezonie, oczywiście jeśli pozostanie w rajdach?

Andrzej Borowczyk: Szczerze mówiąc, nie wiem czy będzie to Citroen czy Ford czyli prywatny zespół prowadzony przez Malcolma Wilsona. Nie wiem jakie są plany Roberta. Dla Citroena najprawdopodobniej przyszły sezon będzie ostatnim w mistrzostwach świata, priorytetem będą już tylko mistrzostwa świata samochodów turystycznych (WTCC) z Sebastienem Loebem. Nie wiemy czy Robert chce perspektywicznej współpracy, czy też wolałby podpisać kontrakt na jeden rok. Wietrzę tu jeszcze innego typu układankę. Jeśli Robert pójdzie do Citroena to bez Lotosu, bowiem tam jest Total. Już teraz był problem z rajdem Wielkiej Brytanii, dziewczyny z biura prasowego Citroena nawet komunikat przerabiały. Możliwe ze znajdzie się jakaś inna opcja, w postaci trzeciego samochodu, czyli nie będzie to tzw. fabryka, trochę na podobnych zasadach jak Raikkonen startował. Dużym znakiem zapytania jest jeszcze jeden sponsor, który pojawił się na samochodzie Roberta, czyli Grupa Azoty. Na pewno żadne decyzje jeszcze nie zapadły, to jest wszystko bardzo otwarte. I fotel pilota też jest do obsadzenia. Maciek Baran oznajmił właśnie, że nie może poświęcić się pracy w zespole Roberta w takim wymiarze jaki jest wymagany przy pełnym programie startów w mistrzostwach świata.

A. Eurosport w ostatnim czasie mocno zaangażował się w mistrzostwa Europy. Odcinki na żywo z Rajdu Polski dostarczały niesamowitych doznań. Czy jest szansa aby podobne zmiany zaszły jeśli chodzi o mistrzostwa świata? Relacje w polskiej telewizji są dość krótkie, a oglądanie rajdu znając jego wyniki nie daje tyle frajdy.

Andrzej Borowczyk: Nie wiem jeszcze jak od strony telewizyjnej będą obsługiwane rajdowe mistrzostwa świata w Polsce w przyszłym roku.  Mamy od tego roku nowego promotora, firmę WRC Promoter (współpraca Red Bull Media House z niemieckim Sportsman Media), która próbuje coś zrobić, rozruszać to, planują wiele relacji live. Powiem szczerze, że te ostatnie są dość dyskusyjne, może bliskie mojemu sercu ale staram się na to spojrzeć z odrobiną rozsądku. Mam wątpliwości czy odcinki specjalne pokazywane na żywo będą cieszyły się dużą popularnością, czy znajdzie się sposób, aby je atrakcyjnie pokazać, czy będą miały odpowiednią dramaturgię i czy będzie widać rywalizację, czyli to co jest sednem sportu. A dla małej grupy widzów nikt nie będzie robił kosztownych od strony realizacji transmisji na żywo. To tak samo jakbyśmy opowiadali w komentarzach do Formuły 1 wyłącznie o śrubkach i szczegółach technicznych. Rozwijali skomplikowane zawiłości regulaminowe i podobnie podchodzili do każdego manewru na torze. To wszystko można zrobić, tylko co z tego? Mamy robić relacje dla masowego odbiorcy, zainteresować go tym sportem, a nie zanudzić. Promotor WRC szuka najbardziej atrakcyjnej formuły pokazywania rajdów. Temat jest otwarty jeżeli chodzi o przyszły rok, to już zależy to od dużych bossów telewizyjnych, czy zadecydują na tak czy na nie. Myślę, ze osoba Roberta będzie bardzo istotnym elementem przyszłorocznej układanki oraz promocji WRC i to nie tylko w Polsce. Robert jest nietuzinkową postacią, nietuzinkowa jest jego droga, to co pokazał w tym roku, jak do tego doszedł, biorąc pod uwagę jeszcze jego niepełną sprawność. Myślę, że za sprawą Roberta zainteresowanie rajdami bardzo w Polsce wzrośnie. A do tego mamy jeszcze Rajd Polski w mistrzostwach świata więc do Mikołajek przyjadą wszyscy najlepsi.

A. Czy oprócz Roberta widzi Pan innego kierowcę rajdowego zdolnego do odnoszenia sukcesów na arenie międzynarodowej ? Wygrana Kajetanowicza w rajdzie Polski napawa optymizmem.

Andrzej Borowczyk: Nie wiem, jakie są plany Kajtka na przyszły rok. On się chyba za bardzo przyzwyczaił do tego, że wszystko w Polsce wygrywa. To nie rozwija zawodnika pod względem sportowym. Jest to na pewno bardzo dobry, bardzo szybki kierowca ale nie miał też zbyt wielu punktów odniesienia. Wygrał Rajd Polski w tym roku i zrobił to w bardzo ładnym stylu znamionującym wysoka klasę. Kajtek posługuje się głową, co jest jego ogromną zaletą, ma świetnego, bardzo doświadczonego pilota, pokazał też, że bardzo szybko potrafi zaadaptować się do nowego auta. W RP pojechał z głową, nie szalał od razu, przyjrzał się najpierw wszystkiemu i wygrał zasłużenie. Potrzeba mu jednak dużo startów w silnej konkurencji. Czasu nie ma zbyt wiele. Bublewicz i Hołowczyc przechodzili podobne koleje losu rajdowej kariery. Nie ze swojej winy mistrzowski poziom osiągnęli zbyt późno. Robert Kubica ma szczęście w nieszczęściu. Metryka nie jest jeszcze jego wrogiem. Wierzę, że stać go na rywalizację z najlepszymi kierowcami świata, najpierw w rajdach i być może także w wyścigach.

– Dziękujemy bardzo za rozmowę.
Dedykacja dla klubowiczów od Andrzeja Borowczyka

KOMENTARZE KIBICÓW
Autor: marciinex
o 10:27

Udostępnij:

error: Content is protected !!