^

Robert Kubica - Klub Kibiców

niedziela, 8 czerwca 2014

Robert Kubica i Maciej Szczepaniak – Rajd Sardynii, czyli mimo wszystko są powody do radości.

Już od dawna kibice po cichu liczyli na przełom w obecnym sezonie, ten przełom miał szansę nastąpić właśnie podczas Rajdu Sardynii.
W obecnym sezonie Sardynia to kolejny rajd po Argentynie, z którym Robert zapoznał się w ubiegłym roku i to właśnie tam na włoskim szutrze poszło mu świetnie.
Warto też zauważyć, że już Argentyna była swego rodzaju przełomem – to właśnie wtedy po tzw. “resecie” Roberta wszystko zaczęło funkcjonować lepiej.

Już na samym początku Rajdu Sardynii Robert pokazał, że realizuje swój plan, pierwsze miejsce podczas shakedownu narobiło apetytu wszystkim kibicom.
Pierwszy i drugi OS, to dwa spokojne przejazdy załogi Robert Kubica / Maciej Szczepaniak – natomiast już od trzeciego odcinka specjalnego – gdy jak powiedział później Robert “przyszła pewność siebie” zaczęło się coś, czego wielu z nas naprawdę się nie spodziewało.
Kończone odcinki na naprawdę wysokich pozycjach w zdecydowanej większości przypadków od 2 do 6, pokazały jasno, że w WRC dla Roberta otworzył się nowy rozdział.
Nadszedł czas, kiedy Robert może śmiało rywalizować z wielkimi nazwiskami jak Ogier, Hirvonen czy Ostberg i mówimy tu o szutrowych nawierzchniach.
Niestety na 12 OS Fiesta Roberta i Maćka trafia na kamień. W wyniku tego zostaje urwane jedno z przednich kół. Tego zdarzenia nie można uznać jako błąd opisu czy kierowcy – był to tylko zwyczajny rajdowy pech.
W niedzielę nasza załoga startowała w Rally2. Prezentowane tempo było nadal wyśmienite.
W klasyfikacji generalnej Rajdu Sardynii nasza załoga zajęła ósme miejsce.

Robertowi i Maćkowi dziękujemy za wielkie emocje, wszystkim Kibicom za piękny wspólny rajdowy tydzień, a Klubowiczom obecnym w Sardynii za super kibicowanie naszej załodze.
Czekamy na powrót i opowieści.

W poprzednim wpisie znajdziecie wszystkie informacje i materiały z Rajdu Sardynii.

Poniżej “The Best of The Rally_di_Sardegna”

Tradycyjne już losowanie biletów na RP. Robert, Maciek i Klub Kibiców RK.

 
Galeria HiP:

Playlista YouTube:

@Son.Goku. na hopie….Humory i tak dopisywały.

Od @HiP.
Po zakończeniu udało nam się jeszcze złapać chłopaków na spokojnie.
Słowami Maćka “Tempo było … :)) – jeszcze trochę i będzie… :))”
Słowami Roberta “Fajnie :)) Najbardziej mi szkoda, że nie przejechałem tego drugiego odcinka, bo jechało się fajnie za pierwszym przejazdem i dużo było miejsc gdzie można było poprawić”.
Naszymi słowami… Co tu dużo mówić – było superowo :))
Tyle niespodziewanych momentów, że będziemy ten rajd wspominać jako Number One !!! Do tego Sardynia, która co roku jest coraz piękniejsza i nasi wszyscy wspaniali towarzysze rajdowi, o których można by opowiadać i opowiadać :D
Bardzo nam miło, że mogliśmy spędzić ten rajdowy weekend razem, przegonić Was trochę po OS-ach i pokazać jak wygląda prawdziwe rajdowanie!

Rajd Sardynii – Galeria @Asia Ł.

Rajd Sardynii galeria @ZimnaMi.

Asia poprosiła, a Asi dzięki której znalazłam się na Rajdzie Sardynii nie potrafię odmówić (może tego nie przeczyta więc się nie zorientuje jak bardzo ma mnie w garści). O wielu rzeczach już zostało napisane a o wielu wam nie napiszę (hasło „gaz” pozostanie moją słodką tajemnicą). Może to zachęci Klubowiczów do posmakowania rajdów na żywo, bez osłony monitora i wygody fotela.
Na pewno każdy z ekipy która była na rajdzie, inaczej odbierał pewne sytuacje i odmiennie je przeżywał. Ale mam nadzieję, że uda mi się przedstawić nasze przygody na tyle obiektywnie, na ile mogę.
Sądziłam, że skoro mam już za sobą mój pierwszy rajd (Rajd Polski), to mniej więcej będę wiedziała, czego się spodziewać. O słodka naiwności! Jestem dopiero na najniższym stopniu wtajemniczenia czynnego kibica rajdowego. Na szczęście mieliśmy HiP, którzy prowadzili nas jak małe dzieci w ciemnościach po zakrętach i szczytach oesów.
Już pierwszego dnia (z uśmiechem na ustach) zaplanowali dla nas taki program, żebyśmy się nie nudzili. Sam dwugodzinny dojazd do drugiego oesu dostarczył nam niesamowitych wrażeń. Zwłaszcza dla Son.goku, który był przez cały rajd naszym kierowcą. Byłam pełna podziwu, że na krętych górskich drogach udaje mu się utrzymywać tempo HiPków. O jakości zakrętów niech świadczy fakt, że jako pasażerka tylnego siedzenia poznałam po raz pierwszy w życiu, jak wyglądają objawy choroby lokomocyjnej.
Parkujemy i szybkim tempem wbijamy się na trasę oesu mijając po drodze metę i opartego o samochód Colina. HiP w biegu wołają do niego cześć a my grzecznie i spontanicznie robimy tak samo.  Na co Colin jeszcze bardziej intensyfikuje uśmiech i odpowiada nam „halo”, jakbyśmy się znali od wieków. Przesympatyczny człowiek.
Rozdzielamy się, starając wybrać jak najlepsze miejsce, choć nie jest to łatwe, bo po obu stronach są krzaki i wzniesienia, które ograniczają widoczność. Czekamy i odliczamy kolejne wurce oblepiające nas systematycznie kurzem. Po jego intensywności można podobno rozpoznać kto jedzie ;). O dziwo HiP mówią nam, że na tym rajdzie Kubek kurzy jak nigdy. Kolejni kierowcy służą nam jako króliki doświadczalne. Testujemy na nich robienie zdjęć i filmów. Żaden przy tym nie ucierpiał ;). Nagle ręce zaczynają się pocić. Tak. To fiesta przemyka obok unosząc za sobą pióropusz pyłu. Uświadamiam sobie, że widzę ją po raz pierwszy na żywo. :D
Szybko biegniemy do kolejnego oesu. Sprint w pełnym słońcu i pod górkę to jeden z uroków rajdu na Sardynii. Niestety nie udaje nam się dostać drogą na odcinek, bo już trwa w najlepsze. Część z nas biegnie na przełaj przez pole kolczastych zarośli a część obsadza się wyżej na okolicznych skałach. Szkoda, że tak daleko bo odcinek biegnie pięknym łukiem pod górę. Zaraz po przejeździe naszej załogi ruszamy z powrotem zatrzymując się tylko przy okolicznych źródełkach.
Udaje nam się wydostać  samochody i jedziemy na następny oes. Nagle stajemy i wszyscy wybiegają z samochodów. To Robert z Maćkiem zmieniają koła na dojazdówce. Dopiero z bliska widać jak bardzo rajdy są wyczerpujące i ile siły oraz koncentracji wymagają od kierowcy i pilota. Ale mimo tego kiedy zawołaliśmy: “powodzenia”, odpowiedzieli “dziękuję”. To było przemiłe z ich strony.
Jedziemy dalej i nagle konsternacja, bo okazuje się, że samochód Hirvonena zamienił stan ze stałego w popiół  blokując przy okazji dojazdówkę. Decydujemy się mimo wszystko zostać na odcinku na 2 przejazd. Po godzinie okazuje się jednak, że przerwa będzie dłuższa niż sądziliśmy. Wolne wykorzystujemy na odpoczynek (wreszcie w cieniu), zawieszenie flagi i jedzenie. Kilkoro z nas zostaje na dole. To fajny odcinek z kilkoma skrętami. Fiesta przejeżdża a szczęściarze stojący przy fladze, mają ją na wyciągnięcie ręki. Mamy nadzieję, że Robert zauważył flagę zjeżdżając z górki.
Szybki powrót do samochodów i przejazd tym razem szutrową drogą przez las drzew korkowych pośród przechadzających się samopas krów. Dziwimy się trochę, że nikt ich nie przywiązuje ani nie pilnuje. Son.goku poznaje następny stopień parkowania, nabywając kolejną odznakę kibica rajdowego. Częściowo oes przebiega po szutrowym torze. Ponownie się rozdzielamy. Ja staję niedaleko niewysokiej hopki. Atmosfera jest iście piknikowa. Pierwszy jedzie Ogier i dobrze go widać. Niestety każdy kolejny wurc zaciemnia atmosferę doprowadzając do powstania pyłowego smogu nad torem. Szkoda, bo miejsce miałam dobre by nagrać więcej z przejazdu fieściny. Na tym oesie nie musiałam pilnować kiedy jedzie, bo stojący obok Włosi zaczęli zawczasu krzyczeć: „Robert”. Naprawdę traktują go tu jak swojego i kochają. Fiesta delikatnie unosi się nad ziemią, zarzuca lekko żwirem w moją stronę i przejeżdża w stronę HiPków, potem mija Ewę (Akslugor) i Asię by w końcu przejechać koło Son.goku. Wracamy. Czeka nas jeszcze wydobycie się z miejsca parkingowego i dwugodzinny powrót przez góry.
Następnego dnia zasypiam totalnie. Okazało się, że wprawdzie ustawiłam budzik na 5:30 ale go nie włączyłam. Ruszamy na Monte Lerno 1. Mamy sporo czasu więc staję przy jednym z zakrętów. Reszta schodzi na dół. To tu właśnie powstanie zdjęcie son.goku z fieściną w tle. Robert i Maciej mają naprawdę dużo szczęścia, że załapali się na fotkę z przyszłym rekordzistą hopki Mickey’s jump ;D. Znowu urzeka mnie swobodne podejście tutejszych sejfciarzy. Pan stojący najpierw ładnie się ze mną przywitał, pożartował trochę z Włochami z naprzeciwka a potem… przystąpił do nagrywania filmów z przejazdów. Krążę wzdłuż zakrętu, usiłując wybrać najlepsze miejsce do nagrania Ciężko się na coś zdecydować, zwłaszcza przy moim nikłym doświadczeniu. Odliczam kolejne samochody wsłuchując się w dźwięki nadjeżdżających wurców. Są jak wielkie mruczące koty. Podziwiam też technikę zarzucania pyłem i żwirem. Przejazdy niektórych kierowców okraszane są okrzykami Włochów stojących po zewnętrznej stronie zakrętu. Wprawdzie nie znam języka ale mam wrażenie, że prawidłowo zrozumiałam znaczenie niektórych z nich ;). Wreszcie przejeżdża Roooooobert :D Kuuuubica :D. Okazuje się, że zostajemy dłużej na odcinku. Przenoszę się do cienia i wreszcie mam okazję zaobserwować różnice między przejazdem czołówki a kierowców, którzy mają mniej: doświadczenia? talentu? szaleństwa?. Tutaj jeszcze bardziej widać jak wielką pracę musiał włożyć Robert, żeby dostać się do grona najlepszych. I jakim jest talentem, skoro nawet taki totalny laik rajdowy jak ja, to widzi.
Przerwę wykorzystujemy na obiad w niewielkiej miejscowości Buduso. Pozwalam sobie na obowiązkowy włoski zestaw: pizza, espresso i lody. Tak wzmocnieni jedziemy w stronę hopki Mickey’s jump. Biedny Son.goku jeszcze nie wie, co go czeka. Ostatni posiłek skazańca ;). Bardzo żałuję, że nie nagrałam tego przejazdu pod górę ale myślę, że długo pozostanie w naszej pamięci. Kiedy docieramy do hopki rozkładamy się w cieniu niedaleko fotografów. Na murku naprzeciw rozwieszamy klubową flagę i jej mniejsze siostry. Okupujący murek kibice są pod jej wrażeniem. Pytają czy jesteśmy fanklubem i robią nam sesję zdjęciową na jej tle. Spełniając klubowe życzenie robimy sobie zdjęcie grupowe z HiPkami. Atmosfera robi się coraz bardziej swobodna. Panowie stwierdzają, że szkoda nie wykorzystać takiej fajnej hopki i zaczynamy się fotografować na jej tle. Najpierw naszymi pojazdami są pieńki drzewa ściągnięte z pobliskiego domu. Szybko znajdują się notatki pilota, mamy tylko problem z kierownicą. Czapka Son.goku okazała się najlepsza do tej funkcji. Robimy zdjęcia w różnej konfiguracji: dwuosobowy wurc lub czterosobowy wurc. W międzyczasie przejeżdża samochód (chyba komisarza rajdu), więc sejfciarze na chwile nas odsuwają ale potem bez problemu pozwalają na kontynuowanie zabawy. Wreszcie ktoś wpada na pomysł, że skoro to hopka to koniecznie trzeba na niej skoczyć. Zaszczyt przypada dwóm Grześkom. Po ustaleniach technicznych (wysokość skoku; kierunek wiatru; pamiętaj, że pilot jest niżej; skaczemy na trzy czy na jeden?), panowie wykonują skok życia. Ze śmiechu napływają mi łzy do oczu. Paweł robi zdjęcie, które obiegnie potem cały świat. Rekord w krótkości skoku został ustanowiony!
Niestety nadchodzi informacja, że fiesta stanęła na kilometr przed metą. Miny rzedną nam trochę. Po jakimś czasie dowiadujemy się, że chłopaki dziś już nie pojadą. Pocieszenie przynosi nam wiadomość, że wystartują jutro. Okazuje się, że zupełnie inaczej odbiera się takie zdarzenie, kiedy siedzi się na oesie. Pewnie inaczej odczułabym to gdyby Panowie walczyli o 1 miejsce  ale skoro na razie nie mają tego w planach… Zostajemy i podziwiamy skoki oraz lądowania. Potem to my szybko przeskakujemy przez hopkę na drugą stronę (pozdrowienia dla cudownych włoskich sejfciarzy) i przy chętnej pomocy kibiców zza murku zbieramy flagi. Jeszcze tylko powrót do domu.
Niedziela. Ostatni dzień rajdu. Żeby zdążyć na lot o 16 musimy wyjechać wcześniej (do Cagliari mamy ponad 200 km). HiP znów mają dla nas plan. Mamy obejrzeć końcówkę odcinka Castelsardo a potem stanąć na dojazdówce z flagą i godnie pożegnać się z Robertem i Maćkiem. I w tym miejscu rozległ się chichot losu, który postanowił trochę podkręcić atmosferę i dostarczyć nam dodatkowych wrażeń. Parkujemy przy HiP i zaczynamy szybki marsz na odcinek. Niestety nagle pojawia się policjant i uprzejmnie, acz stanowczo stwierdza, że tu nie można stać. Konsternacja. Son.goku znika za zakrętem w eskorcie policji na motorach. Są bardzo serdeczni ale miejsce, które znaleźli jest dużo dalej niż zakładaliśmy w planach. W zamieszaniu zapominamy flagi i jesteśmy zawiedzeni, bo martwimy się, że nie zdążymy dobiec do samochodu. Po przejeździe fieściny zaczynamy sprint. Son.goku biegnie, jakby od tego zależało życie, a ja za nim złoszcząc się w duchu na brak kondycji. Dobiegamy do samochodu i stajemy trochę dalej, rozwijając błyskawicznie flagę. Reszta woła do nas, żebyśmy podbiegli do zakrętu na rondzie bo tam lepiej widać (doświadczenie HiP znowu nam pomaga). Znowu sprint tym razem z flagą. Uff. Udało się. Okazuje się nawet, że mamy jeszcze trochę czasu. Zaczynamy machać innym kierowcom a oni odmachują radośnie. Nagle poruszenie. Fiesta z otwartym okienkiem przejeżdża przy fladze. Robert długo nam macha a my cieszymy się jak dzieci :D. Żegnamy się z HiP i ich ekipą bo czas nagli. Szczęśliwi ruszamy do samochodu. Okazuje się jednak, że nie ma aparatu fotograficznego Son.goku. W pośpiechu upuścił go na trawę, w miejscu gdzie początkowo staliśmy we dwoje z flagą. Niestety już go tam nie ma. Biegamy jak szaleni, a HiPy wracają zaalarmowani sytuacją. Do akcji wkracza policja ale zguby brak. Powoli się poddajemy ale Ewa twardo szuka, gawędząc z policjantami (zna włoski). Nagle radość. Jest. Okazało się, że jacyś kibice znaleźli go w trawie i kiedy my miotaliśmy się na drodze oni szli nią, żeby oddać go policjantom. Co za ulga :D
Zachęcam wszystkich do pojechania na rajd. Żadne znaki na klawiaturze nie są w stanie tego oddać. Wszyscy odnieśliśmy wrażenie, że przez 3 dni mieliśmy tyle wrażeń co przez tydzień.
Sporo w tym też zasługi naszej ekipy. Chyba po prostu Robert przyciąga samych sympatycznych kibiców :)
Tu specjalne podziękowania dla HiP. Bez ich światłego przewodnictwa nie zobaczylibyśmy nawet połowy z tego co pod ich skrzydłami. To niesamowici ludzie. Energii mają chyba tyle co 6 osób. Na pełnych obrotach i jeszcze z uśmiechem na twarzy. Oni to są dopiero zafiksowani na punkcie rajdów i Kubka. I jeszcze mieli siły, żeby wieczorem, kiedy my z wyczerpania już przewieszaliśmy się przez poręcze krzeseł, wysyłać do was fotki.



Rajd Sardynii @Son.Goku.Gratu

                                             Pożegnanie z Robertem i Maćkiem.





***
Wywiad z Maćkiem Szczepaniakiem, który mówi o postępach przeczytacie Tutaj.

*********************************************************************************
Dziś o 13:00 konferencja przed RP. Robert Kubica obecny. Nasz Klub reprezentować będzie @Asia.

fot. @Asia
fot. @Asia
fot. @Asia
fot. @Asia
fot. @Asia

 

fot. @Asia
fot. facebook/ Rajd Polski

Na konferencji 71 Rajdu Polski – Robert Kubica odpowiadał na pytania dziennikarzy, którzy stali w “grupie” – indywidualnych wywiadów jak w poprzednim roku nie było.
Robert odpowiedział na 2 pytania Asi:
Czy kończenie odcinków na 2 czy trzeciej pozycji oznacza, że z “systemem” jest coś nie tak? 
odp. była długa, pojawi się z pewnością w którymś z materiałów video.
Natomiast na pytanie czy Robert także na Sardynii zauważył naszą flagę?
RK.  Zależy którą ;) Tą wielką…
RK. A…. tą wielką widziałem :) Dzięki! ( wielki uśmiech)

fot. @Asia


Wkrótce więcej informacji.

Klub Kibiców Roberta Kubicy
KOMENTARZE KIBICÓW
Autor: marciinex
o 14:35

Udostępnij:

error: Content is protected !!